Budzę się dziś rano i pierwsze co czuję, to niemożliwą chęć napicia się kawy.
Czuję też wybitną niemoc, więc postanawiam użyć mojej tajnej broni... która leży obok... i niemożliwie chrapie.
Szturcham więc delikatnie. Oczywiście, nie działa! Sprzedaję więc kuksańca. O,ruszyło!
Dobieram najłagodniejszy,najcudowniejszy i najsłodszy ton głosu i przemawiam: Kochanieeee, a zrobiłbyś mi kawy? W odpowiedzi słyszę: Ueeehem! No właśnie, jak to tłumaczyć na ludzki?!
Otóż, po 7 latach małżeństwa, wiem, że ten jeden subtelny odgłos oznacza: tak,ale za pół godziny.
Kurde!
Potrzebuję kawy już! Więc ruszam swoje galaretowate cztery litery i zmierzam w kierunku kuchni. Krok po kroku ogarniam nowe levele wkurzenia. Skarpetki. W kulkach. Wszędzie. Gacie na środku pokoju. Kubek po herbacie.
Ciśnienie mi skacze - kawa pełni tylko walor smakowy.
Tak więc, co to jest mąż?
Istota żyjąca, zazwyczaj w tym samym domu co Ty, pełniąca funkcje społeczno-emocjonalne.
Zawile co?
Po Pierwsze - Wady ( Lepiej zacząć od minusów a potem iść w górę, co nie?:D)
- Chrapie - Niektórzy rzężą co noc, niektórzy okazjonalnie np. przy katarze lub zmęczeniu. Uchodzące z nich powietrze jest wprost proporcjonalne do miłości do Ciebie. Łatwiej mówiąc: im bardziej chrapie,tym większa miłość do ukochanej. Jeśli trafił Ci się model, który nie chrapie - zmień go! Lub sprawdź czy nie upuszcza powietrza z innych części ciała - może po prostu trafił Ci się felerny model. No cóż, trza z tym żyć.
- Robi bałagan - Samców mężowatych można skategoryzować:
Syfiarz nieprzeciętny - czyli osobnik, który darzy Cię ponadnaturalnym uczuciem, dąży do zapewnienia Ci pełni atrakcji w czasie wolnym, realizacji w obowiązkach domowych i satystakcji zostania IDEALNĄ KURĄ DOMOWĄ - oczywiście wszystko w imię miłości.
Bałaganiarz pospolity - Jak sama nazwa wskazuje, nic wybiegającego poza normę. Charakteryzują go skarpetkowe artefakty pozostawione pod/za/między/przed łóżkiem, wije gniazda z ubrań - najczęściej w okresie godowym i buduje wieżę TETRIS w zlewie - miej kobieto trochę Fun`u jak zmywasz!
Meksykański m(w)ąż piwny - Czyli osobnik niesamowicie łagodny, jedyne co robi to pozostawia ślady w postaci pustych butelek po piwie oraz wijących się ubrań na krześle/fotelu/sofie.
Jeśli Twój mąż, tudzież kandydat na męża jest pedantem - WIEJ GDZIE PIEPRZ ROŚNIE, ponieważ najpewniej jest Psychopatą lub cierpi na ciężkie schorzenie psychiczne.
Jeśli przed ślubem sprzątał, a teraz tego nie robi - wiedz,że to magiczna moc obrączki i podpisanego cyrografu w dniu ślubu - kasuje im pamięć w tej kwestii.
- Wyżera z lodówki - Samce alfa, beta i inne gorsze, cierpią na chroniczny głód. Związane to jest z poczuciem musu zapewnienia dobrego bytu rodzinie i ciężką pracą. Większość mężowatych osobników cierpi na tzw. NIEDOJAD NOCNY. Potrafią, jak twierdzą, w trakcie snu opędzlować do cna lodówkę i spiżarkę, bez jakiejkolwiek świadomości, że tego dokonali. Z własnych obserwacji wiem, że najczęściej następuje to po spożyciu większej ilości alkoholu i potocznie zjawisko to nazywane jest GASTROFAZĄ.
No, to skoro wady mamy za sobą czas na zalety:
... i to by był na tyle.
Żartowałam!
1. Są znakomitymi majsterkowiczami - potrafią naprawić prawie wszystko, prawie wszędzie i prawie jak MC GYWER-używając jedynie widelca i sznurówki. Magia! Jest tylko jedna zasada: Musi im się chcieć. Jeśli mąż mówi, że coś zrobi, to to zrobi! I nie należy mu o tym przypominać co pół roku!
2. Są naszymi Superbohaterami! - ciężkie zakupy? wymiana żarówki? Zawołaj swojego SUPERHERO! Na pewno to zrobi. Jeśli nie, dodaj: Kochanie, ale już kupiłam Ci Piwo w nagrodę - masz to załatwione, dziewczyno.
3. Trzecią i najważniejszą zaletą jest to, ŻE NAS KOCHAJĄ. Bez względu na to, czy jesteśmy grube czy chude, ładne czy brzydkie. Oni nas po prostu kochają. Przyznaj się, ile razy w życiu byłaś wredną zołzą (Ja? Prawie cały czas),a oni nas kochają, cierpliwie wysłuchują a w TYCH dniach kupują nam wino, czekoladę i prochy przeciwbólowe. It`s pure love!
Jak więc współpracować z osobnikami mężowatymi?
Prawda jest taka, że nie ma idealnej instrukcji obsługi ( no ,kuwa, nałożyłaś obrączkę to teraz se radź!), ale mogę poddać Wam kilka sposobów, które odkryłam sama.
1. Jeśli chcesz, żeby zaobrączkowany coś zrobił, używaj delikatnych perswazji : Powiedz komplement, kup mu piwo,obiecaj wieczorną nagrodę. Dla 40% samców mężowatych to wystarczy.
2. Jeśli pierwszy sposób nie dziala, użyj radykalniejszych półśrodków: obraź się na dwa dni i nic nie mów(niektóre samce traktują to jako nagrodę, najlepiej więc przestań gotować w tym czasie), rzucaj kąśliwe uwagi( a dla Mamusi to byś zrobił), schowaj całe piwo z lodówki (albo wypij).
3. Jeśli trafia Ci się wyjątkowo oporny osobnik, wytocz prawdziwe działo: Oddaj cale jedzenie ubogim i pogłódź dziada. Gróź, że wyprowadzisz się do matki, naślij na niego jęczące dzieci( jeśli nie posiadasz, pożycz od sąsiadki)
4. Ta zasada jest niezwykle ważna. Jeśli zdarzy Ci się uszkodzić mężowi samochód, telewizor lub konsolę PS, działaj wg schematu:
Kup mu drogie Whisky(piwo nie wystarczy) i upiecz coś dobrego - najlepiej żeberka z grilla - im tłustsze, tym lepsze. Jak go będzie zgaga palić, nie skupi się na urwanym lusterku.
Po powrocie do domu, podaj kapcie, nałóż żeberek i nalej szklaneczkę whisky. Włącz mecz.
Nie oglądaj z nim meczu - to Cię zdradzi,że coś jest nie tak.
Zadzwoń i zaproś jego kolegów.
Po 3 szklance whisky bezpiecznie możesz powiedzieć o stłuczce czy wypadku z konsolą. ( Przecież nie złoi Cię przy kolegach :D)
Powyższą procedurę powtarzaj codziennie,tak długo aż Ci wybaczy - ale nie dłużej niż tydzień - MENDA zacznie wykorzystywać Twoje poczucie winy!
Jeśli w jakiś sposób komukolwiek pomogłam - cieszę się. Sama przecież ciągle się uczę :D
Pozdrawiam,
Wasza Niezrównowa-Żona
Całe życie w trampkach...
Czyli jak nie brać życia na poważnie! :)
środa, 29 sierpnia 2018
poniedziałek, 27 sierpnia 2018
Matka jest tylko jedna! -Tylko czy aby na pewno?
Dzieci.
Normalnie lubię. Takie małe urocze stworzonka o nieskomplikowanych marzeniach: lody, zabawkowy samochodzik, grający chodzik,sanki - czasem robią się bardziej skomplikowanie, gdy nagle żądają wszystkiego jednocześnie plus cukierki czekoladowe :)
Generalnie mi nie przeszkadzają, chyba że jestem na zakupach albo załatwiam coś w urzędzie, a one zaczynają płakać/krzyczeć/tupać/rzucać się na ziemie. Wszystkie jedenaście. Jednocześnie...
W takich momentach\okazuje się jak wielka rozmaitość i różnorodność matek istnieje.
Matka Championa
Zdecydowanie najbardziej irytujący rodzaj Matuń. Jej synek nie drze mordy - jej synek śpiewa arie operowe. Jej córka nie popisała ściany - jest urodzoną artystką.
Charakteryzują je wieczne porównania. Jak tylko powiesz ,że Twoje dziecko zaczęło chodzić w wieku 10 miesięcy,dowiesz się,że jej synuś/córunia chodziło już w brzuchu matki. A mówi od 2 miesiąca. Oczywiście,że chodzi już na zajęcia dodatkowe: Angielski, Niemiecki, Śpiew... Co z tego że ma Rok???!! Czempiona trzeba szkolić od małego.
Fitmatka
W dwa miesiące po porodzie waży piętnaście kilo mniej niż przed ciążą. Żywi się jedynie bezglutenowymi pankejkami, mlekiem kokosowym i stewią, czasem resztkami po małym pasożycie.(Skrycie marzy,żeby opierdolić w nocy słoik nutelli,ale cii). Jej dzieci nie widzą cukru,glutenu i laktozy do momentu, aż nie pójdą do przedszkola. - Przecież ciężko o dobre, bezglutenowe przedszkole w okolicy. A Dziatwa? Oni nie chodzą tak po prostu na plac zabaw. Chodzą napierdalać treningi! Kardio! Od małego liczy się forma.
Matka - bezstresowa Montesorka
OOOOO, to moje ulubione! Gówniak nie płacze, on okazuje swoje emocje(Tak, kuwa, Miłość do batonów, w markecie na środku przejścia.I ta miłość tak go przytłacza.) Obowiązki? Passe, Potomek ma kochać to co robi. Nie chce odrabiać zadania z matmy? No to co... może jest urodzonym humanistą. Czasem nie jest ani humanistą, ani matematykiem,ani chemikiem... nawet astronautą czy kozodojem nie jest. Pech. Hipster!
Matka-Wariatka
Odstawia dziecko do własnej sypialni - wyrodna! 2miesięczne - zwyrolka! Do OPSu zgłosić.
Pewnie chla. Pozwala dziecku jeść samemu,bez strachu, że się zadławi, udusi, wybije oko chrupkiem. Pozwala bawić się w piaskownicy, gdzie leją koty albo zjeść ziemię z kwiatka. O zgrozo...
Nie daj Boże, jeszcze jej dziecko będzie samodzielne.
No właśnie, Matka jaka jest każdy widzi...
a może komuś z Was jeszcze nasuwa się jakiś szczególny typ Matuń!
Pozdrawiam,
Niezrównowa-Żona
Normalnie lubię. Takie małe urocze stworzonka o nieskomplikowanych marzeniach: lody, zabawkowy samochodzik, grający chodzik,sanki - czasem robią się bardziej skomplikowanie, gdy nagle żądają wszystkiego jednocześnie plus cukierki czekoladowe :)
Generalnie mi nie przeszkadzają, chyba że jestem na zakupach albo załatwiam coś w urzędzie, a one zaczynają płakać/krzyczeć/tupać/rzucać się na ziemie. Wszystkie jedenaście. Jednocześnie...
W takich momentach\okazuje się jak wielka rozmaitość i różnorodność matek istnieje.
Matka Championa
Zdecydowanie najbardziej irytujący rodzaj Matuń. Jej synek nie drze mordy - jej synek śpiewa arie operowe. Jej córka nie popisała ściany - jest urodzoną artystką.
Charakteryzują je wieczne porównania. Jak tylko powiesz ,że Twoje dziecko zaczęło chodzić w wieku 10 miesięcy,dowiesz się,że jej synuś/córunia chodziło już w brzuchu matki. A mówi od 2 miesiąca. Oczywiście,że chodzi już na zajęcia dodatkowe: Angielski, Niemiecki, Śpiew... Co z tego że ma Rok???!! Czempiona trzeba szkolić od małego.
Fitmatka
W dwa miesiące po porodzie waży piętnaście kilo mniej niż przed ciążą. Żywi się jedynie bezglutenowymi pankejkami, mlekiem kokosowym i stewią, czasem resztkami po małym pasożycie.(Skrycie marzy,żeby opierdolić w nocy słoik nutelli,ale cii). Jej dzieci nie widzą cukru,glutenu i laktozy do momentu, aż nie pójdą do przedszkola. - Przecież ciężko o dobre, bezglutenowe przedszkole w okolicy. A Dziatwa? Oni nie chodzą tak po prostu na plac zabaw. Chodzą napierdalać treningi! Kardio! Od małego liczy się forma.
Matka - bezstresowa Montesorka
OOOOO, to moje ulubione! Gówniak nie płacze, on okazuje swoje emocje(Tak, kuwa, Miłość do batonów, w markecie na środku przejścia.I ta miłość tak go przytłacza.) Obowiązki? Passe, Potomek ma kochać to co robi. Nie chce odrabiać zadania z matmy? No to co... może jest urodzonym humanistą. Czasem nie jest ani humanistą, ani matematykiem,ani chemikiem... nawet astronautą czy kozodojem nie jest. Pech. Hipster!
Matka-Wariatka
Odstawia dziecko do własnej sypialni - wyrodna! 2miesięczne - zwyrolka! Do OPSu zgłosić.
Pewnie chla. Pozwala dziecku jeść samemu,bez strachu, że się zadławi, udusi, wybije oko chrupkiem. Pozwala bawić się w piaskownicy, gdzie leją koty albo zjeść ziemię z kwiatka. O zgrozo...
Nie daj Boże, jeszcze jej dziecko będzie samodzielne.
No właśnie, Matka jaka jest każdy widzi...
a może komuś z Was jeszcze nasuwa się jakiś szczególny typ Matuń!
Pozdrawiam,
Niezrównowa-Żona
Trzy powody, dla ktorych warto być czasem zołzą.
Ci, którzy dobrze mnie znają, znają również moje zamiłowanie do "charakternego" stylu bycia. Bycie prawdziwą ZOŁZĄ, wiele w życiu ułatwia. Dlaczego?
Wyobraźmy sobie prostą sytuację: Idziesz z koleżanką/matką/córką/sami-wymyślcie-kim-jeszcze na zakupy.
Koleżanka wybiera najbardziej obciachową sukienkę sezonu, po czym zmierza do przymierzalni. Czujesz rosnące napięcie. Z a r a z k t o ś o d p a l i t ą p e t a r d ę.
Po czym wyłania się...
Bogini czeskiego lasu, bufki,falbanki - sranki i złote cekinodoro. Uuuuuu. Połączenie zjaranej Paris Hilton z lat 90 ze świąteczną choinką.
I pada najbardziej karkołomne pytanie roku: Jak wyglądam?
No właśnie...
Jak chce się być miłym w owej sytuacji, to wersje są dwie. Albo kłamiesz ( i musisz się nieźle nagimnastykować), albo kulturalnie próbujesz napomknąć, że sukienka nie jest może najlepszym wyborem (więc gimnastykujesz się jeszcze bardziej). Co gorsza jeśli koleżanka dokona owego, feralnego zakupu smażysz się w piekle z dwóch powodów:
a) kłamiesz,
b) twoja koleżanka przeżyje szok i depresję, jeśli ktoś uświadomi ją co ma na sobie (a uwierzcie mi - ktoś na pewno to zrobi).
O ile prostszym jest po prostu powiedzieć z lekką pogardą w głosie: " Zdejm to. Wyglądasz jak wiejska "Britnej" na ruskim Disco."
Łatwo, prosto i przyjemnie. Przyjemnie dla Ciebie,nie dla koleżanki. Poza tym, nie ukrywajmy - robisz to z troski i skutecznie wybijasz jej najbardziej FAJANSIARSKĄ pomyłkę w życiu.
No Heloł!
Mając niewielkie grono przyjaciół masz mniejsze prawdopodobieństwo zaliczania Grzecznościowych Spędów typu urodziny,śluby,chrzciny. Zaręczam,że nawet rodzina zaczyna Cię unikać w tej kwestii.
Tym samym już nawet nie muszę wspominać o korzyściach ekonomiczno-finansowych. i większej ilości czasu dla siebie :D
Przestrzegam przed odreagowywaniem głównie wulgaryzmami, bo w momencie kiepskich dni ludzie mogą uznać,że masz zespół Touretta.
Jeśli najtroskliwsza ciocia/babcia/kuzynka na imprezie rodzinnej( na której de facto raczej rzadko bywasz) wciska Ci na chama kolejną porcję sałateczki, kotlecika lub znienawidzonego tortu z maślanym kremem, podziękuj grzecznie za kolejną porcję toksycznego tłuszczu, przez który na pewno skończysz z zawałem i udarem mózgu, lub zapewnij, że jak tylko zamarzysz,żeby mieć dupę jak Kim Kardashian albo Nicky Minaj, na pewno zgłosisz się po porcyjkę :D Gwarantuję, że następnej porcji już nie dostaniesz.Tak jak kolejnego zaproszenia na rodzinny spędzik. Gratuluję, właśnie oszczędzasz kolejny czas i pieniądze.
Myślę, że bycie życiowym Wredziochem (bez względu na płeć) nie jest takie złe. Choćby czasem.
Bądźmy Zołzami! i dbajmy o własne zdrowie psychiczne.Profilaktyka przede wszystkim.
Wasza Niezrównowa-żona!
1. Zołza jest bezgranicznie szczera.
Jak jesteś wredna, to nie musisz się bawić w jakieś śmieszne konwenanse. Mówisz co myślisz. Prosto. Bez zbędnych ceregieli. Wyobraźmy sobie prostą sytuację: Idziesz z koleżanką/matką/córką/sami-wymyślcie-kim-jeszcze na zakupy.
Koleżanka wybiera najbardziej obciachową sukienkę sezonu, po czym zmierza do przymierzalni. Czujesz rosnące napięcie. Z a r a z k t o ś o d p a l i t ą p e t a r d ę.
Po czym wyłania się...
Bogini czeskiego lasu, bufki,falbanki - sranki i złote cekinodoro. Uuuuuu. Połączenie zjaranej Paris Hilton z lat 90 ze świąteczną choinką.
I pada najbardziej karkołomne pytanie roku: Jak wyglądam?
No właśnie...
Jak chce się być miłym w owej sytuacji, to wersje są dwie. Albo kłamiesz ( i musisz się nieźle nagimnastykować), albo kulturalnie próbujesz napomknąć, że sukienka nie jest może najlepszym wyborem (więc gimnastykujesz się jeszcze bardziej). Co gorsza jeśli koleżanka dokona owego, feralnego zakupu smażysz się w piekle z dwóch powodów:
a) kłamiesz,
b) twoja koleżanka przeżyje szok i depresję, jeśli ktoś uświadomi ją co ma na sobie (a uwierzcie mi - ktoś na pewno to zrobi).
O ile prostszym jest po prostu powiedzieć z lekką pogardą w głosie: " Zdejm to. Wyglądasz jak wiejska "Britnej" na ruskim Disco."
Łatwo, prosto i przyjemnie. Przyjemnie dla Ciebie,nie dla koleżanki. Poza tym, nie ukrywajmy - robisz to z troski i skutecznie wybijasz jej najbardziej FAJANSIARSKĄ pomyłkę w życiu.
No Heloł!
2. Zołza ma prawdziwych przyjaciół
Nie ma się co oszukiwać - jak jesteś zołzą, liczba Twoich przyjaciół nie jest wielka. Znajomych również. Nie każdy jest przecież amatorem kąśliwych uwag i ostrych przytyków. Ale, nie powiem, zdarzają się tacy wynaturzeńcy z masochistycznymi ciągotami i to jest materiał na przyjaciela/przyjaciółkę Zołzy. Ci, którzy zdecydują się na taką życiową katuszę, okazują się być naprawdę szczerymi,cudownymi Przyjaciółmi. Mając niewielkie grono przyjaciół masz mniejsze prawdopodobieństwo zaliczania Grzecznościowych Spędów typu urodziny,śluby,chrzciny. Zaręczam,że nawet rodzina zaczyna Cię unikać w tej kwestii.
Tym samym już nawet nie muszę wspominać o korzyściach ekonomiczno-finansowych. i większej ilości czasu dla siebie :D
3. Zołza nie kumuluje złych emocji.
Każdą negatywną sytuację w życiu Zołzy potrafią zdrowo odreagować. Cynizmy, ironizmy i bluzgi uwalniają złe emocje, dzięki czemu nie kumulujesz ich w sobie. Przykra sytuacja, gorszy dzień, sprzeczka jest uwalniana w postaci uroczo podanego wulgaryzmu lub ironii. Przy okazji ćwiczysz swoją kreatywność.Przestrzegam przed odreagowywaniem głównie wulgaryzmami, bo w momencie kiepskich dni ludzie mogą uznać,że masz zespół Touretta.
Jeśli najtroskliwsza ciocia/babcia/kuzynka na imprezie rodzinnej( na której de facto raczej rzadko bywasz) wciska Ci na chama kolejną porcję sałateczki, kotlecika lub znienawidzonego tortu z maślanym kremem, podziękuj grzecznie za kolejną porcję toksycznego tłuszczu, przez który na pewno skończysz z zawałem i udarem mózgu, lub zapewnij, że jak tylko zamarzysz,żeby mieć dupę jak Kim Kardashian albo Nicky Minaj, na pewno zgłosisz się po porcyjkę :D Gwarantuję, że następnej porcji już nie dostaniesz.Tak jak kolejnego zaproszenia na rodzinny spędzik. Gratuluję, właśnie oszczędzasz kolejny czas i pieniądze.
Myślę, że bycie życiowym Wredziochem (bez względu na płeć) nie jest takie złe. Choćby czasem.
Bądźmy Zołzami! i dbajmy o własne zdrowie psychiczne.Profilaktyka przede wszystkim.
Wasza Niezrównowa-żona!
wtorek, 10 lipca 2018
Dzień na SORze czyli jak miło spędzić dzien Urlopu?
Miałam zacząć czymś zupełnie innym, ale ... stało się! Temat nawinął się sam :D
Trafiłam wczoraj na SOR...
Znaczy nie ze sobą, bo, wiadomka, ze sobą mogłam skończyć jedynie w psychiatryku. Aleee , trafiłam na SOR jako osoba towarzysząca.
Tak, tak. Niektórzy właśnie tak poczytują romantyzm. Jedni zabierają swoje żony do kina, na egzotyczne wojaże, inni, jak na przykład "Mój Stary" (tak go pieszczotliwie nazwijmy) funduje mi wypad na SOR regularnie, mniej więcej raz do roku.
Ale, moi drodzy, ogarnęłam wreszcie fenomen tej instytucji. To jest system eliminacji fałszywych pacjentów.
Nikt, kto przyszedł z niewielkim schorzeniem lub zamierza przysymulować dla L4 nie zagrzeje miejsca na Szpitalnym Oddziale Ratowniczym. Dlaczego? Odpowiedź jest mega prosta - Musisz być naprawdę chory, aby czekać na 10 godzin na oględziny lekarza :)
Ale do rzeczy...
Trafiamy na SOR w okolicy godziny 12, w południe. Szybka rejestracja i przejście do poczekalni.
Oczywiście, znamy schemat działania, Najpierw pacjenci z karetki, potem osoby mocno poszkodowane,a na końcu MY - czyli pacjent przyjechał sam, cierpi w bólu,ale nie zdycha.(Kategoryzacja ujęta dosyć "po chłopsku").
Nie pierwszy raz tu jesteśmy, rzec można, jesteśmy już weteranami, więc grzecznie i pokornie zasiadamy na ławeczkach. Rzeczywistość wygląda całkiem nieźle, przed nami 3 pacjentów z interwencji Karetki, dwie osoby samozwańczo, jak my, więc czekamy.
Najciekawsze w SORACH jest to, na jakie typy pacjentów możemy tu trafić. Za każdym razem żałuję, że nie pisałam magisterki z psychologii, bo po jednej wizycie tu miałabym gotowy materiał na pracę.
Pacjent nr 1 - nazwijmy go roboczo "Żulem-Wiesławem"
Żul-Wiesław trafia na oddział ratunkowy najczęściej dlatego, że wskutek upojenia alkoholowego całuje i darzy miłością płyty chodnikowe lub krawężniki (bez wzajemności rzecz jasna) i ktoś litościwy wzywa mu karetkę.
Charakteryzuje go najczęściej charakterystyczny odór lub resztki ekskrementów na ubraniu. Tak też jest i tym razem. Nasz Wiesław zostaje wwieziony do TK. 10 min później z gabinetu wypada lekarz, gdyż Wiesław zdefekował się w Tomografie i obsikał mu buta.
Oczywiście migiem gabinet zostaje oczyszczony i zdezynfekowany, natomiast Wiesiu w zurynowanych gaciach siada na ławeczce i oczekuje na wyniki. W Mojej głowie kotłuje się tylko: M, pamiętaj, nie siadaj na ławeczce nr 3.
Wiesław za to, jak na Pana Swojego Życia przystalo, stwierdza, że zostało mu 5 dni życia, a może 5 lat życia... i w zmoczonych gaciach opuszcza nasza mała krainę radości bez wypisu...
W międzyczasie na oddział trafia jeszcze jedna karetka i jeden Pacjent samozwańczy, nazwijmy go NIEBIESKI.
Nasz niebieski to 2 typ Pacjenta "NIECIERPLIWY".
Na oko kolo 30stki, wpada na oddział obolały i czerwony, charakteryzuje się totalnym brakiem cierpliwości, brakiem wyrozumiałości w stosunku do kategoryzacji kolejności przyjmowania Pacjentów i poganianiem kogo się da.
Zasiada na ławeczce, niestety ławeczce nr 3 po Żulu-Wiesławie - oj Niebieski... nie jest to Twój najlepszy dzień...
W międzyczasie personel dwoi się i troi przy pacjentach z kolizji drogowych.
Godzina 14:00
Mijają dwie godziny, a my stoimy,tam gdzie staliśmy. Pytam Starego, jak jego stan. Odpowiada, że wytrzymuje. Okej, nie muszę interweniować.
Niebieski klnie pod nosem, że tak długo, a na horyzoncie pojawia się nowy "Żul-Wieslaw". Marzę o tym, aby stracić węch... a zaraz po tym przypominam sobie że dziś zjadłam tylko jogurt i marzę o tym aby stracić również żołądek.
Niebieski dostaje szału, robi awanturę w dyżurce, a następnie wychodzi clkowicie ze szpitala.
Koło godziny 15.00 wywołują nasze nazwisko. Wiecie jak czuje się ktoś, kogo numery wyczytują w losowaniu totka? Dokładnie taką radość odczulam jak przeczytali nasze nazwisko... tyle wygrać.Za chwilę odczytują nazwisko Niebieskiego, który w pełni wkurwu zdezerterował 15 minut wcześniej.
Mój "Stary" wyłazi wstępnie ogarnięty i zasiada w kolejce do RTG. Kolejka całkiem spora, gdyż następuje wielka kumulacja dosyć poważnych kolizji drogowych.
W międzyczasie pojawia się konwój policyjny z więźniem. Yay to nasz 3 typ pacjenta. Charakteryzuje go podejście typu "Wyjebane", natomiast jego "opiekunowie" stanowczo domagają się pierwszeństwa. W poczekalni pojawiają się szepty niezadowolenia. W tym czasie Żul-Wiesław nr 2 dezerteruje z rozwalonym łukiem brwiowym. A co! Przynajmniej nie zdefekuje w Tomografie...
Ponownie pojawia się Niebieski - boleści chyba przycisnęły... Znów wpada do dyżurki, robi zadymę i siada na ławeczce. Dobija godzina 16.00. "Stary" jest już po badaniach,zaczyna dopadać go zmęczenie i głód.
Ja zastanawiam się, czemu zamiast ławeczek nie ma sof i leżanek,ale zaraz potem przypominam sobie o defekujących Wieslawach i ławeczce nr 3.
Z Dyżurki wychodzi przemila pielęgniarka i tłumaczy system Niebieskiemu, czym odrobinę go uspakaja.
Nas czekają 2 godziny czekania na wyniki. Mój żołądek skanduje : Ty wyrodna matko, Ty wyrodna matko!
Niebieski zostaje wywołany i robią mu badania. Na oddziale pojawia się kilka patroli policji, żeby było śmieszniej Kolizyjnych jest tyle,że gubią się do kogo przyjechali...
Witamy godzinę 18.00. Ja witam już wewnętrzne wkurwienie. Ale zadymę robi Niebieski. wpada do dyżurki i żąda wypisu, pielęgniarka, tudzież oddziałowa tłumaczy, że to bez sensu, że po co było robić badania a tym samym generować koszta. Niebieski znów wychodzi... bez wypisu.
Za chwilę wywołują " Starego" . Jupi! może teraz się określą i będę mogła pojechać do domu....
18.15 - nic z tego, czekamy na konsultacje chirurga. Musi tylko zejść na Sor. Dupy już nie czuję, ale nie znikla. Sprawdziłam. Menda jedna.
Kolo godziny 19.00 pojawia się Pacjentka typu 4 - Emerytka.
Jestem już tak zgnieciona,że docierają do mnie wszystkie dźwięki, również skrzekliwy głos emerytki. Jak na typowego osobnika tego gatunku przychodzi stadnie, aby moc swobodnie klachać.
Przechodzi kolejny, nowy Żul-Wiesław.
Matuniu, czas staje mi w miejscu, za jakie grzechy...
Czyściec za życia...
Z monologu emerytki (tak, monologu, bo współtowarzyszki niemal nie dopuszcza do słowa) wynika,że Pani co 2 miesiące ogarnia jakieś sanatorium na różne kończyny i odwłoki, drogie badanko, pobycik szpitalny. Wszystko, rzecz jasna, na NFZ-cik... Nagle doznaję olśnienia. JUZ WIEM KTO PODPIERDALA MOJE SKŁADKI ZDROWOTNE. Pasożycik.
Dobijamy 20, pojawia się Chir na konsultacje i ... okazuje się,że przed nami jeszcze jedno badanie....
Walę głową o mur. Czy ja czuję od siebie Żula-Wiesława... Mam omamy węchowo-wzrokowe.
Przed 21 dowiadujemy się, że "Stary" ma się przeprowadzić na salę obserwacyjną,gdzie zostaje do dnia nastepnego" Ja mogę jechać do domu.Odczuwam ulgę (zwłaszcza,że ładna, młoda pielęgniarka właśnie kończy zmianę).
Po ponad 10 godzinach stwierdzam, że mój szacunek do Personelu na SORze osiąga 40 piętro w wieżowcu. Za ich cierpliwość, obszczochane buty, ale przede wszystkim nadludzką wytrzymałość (w szczególności węchowo-wzrokową).
Pozdrawiam,
-Wasza Niezrównowa-Żona
Trafiłam wczoraj na SOR...
Znaczy nie ze sobą, bo, wiadomka, ze sobą mogłam skończyć jedynie w psychiatryku. Aleee , trafiłam na SOR jako osoba towarzysząca.
Tak, tak. Niektórzy właśnie tak poczytują romantyzm. Jedni zabierają swoje żony do kina, na egzotyczne wojaże, inni, jak na przykład "Mój Stary" (tak go pieszczotliwie nazwijmy) funduje mi wypad na SOR regularnie, mniej więcej raz do roku.
Ale, moi drodzy, ogarnęłam wreszcie fenomen tej instytucji. To jest system eliminacji fałszywych pacjentów.
Nikt, kto przyszedł z niewielkim schorzeniem lub zamierza przysymulować dla L4 nie zagrzeje miejsca na Szpitalnym Oddziale Ratowniczym. Dlaczego? Odpowiedź jest mega prosta - Musisz być naprawdę chory, aby czekać na 10 godzin na oględziny lekarza :)
Ale do rzeczy...
Trafiamy na SOR w okolicy godziny 12, w południe. Szybka rejestracja i przejście do poczekalni.
Oczywiście, znamy schemat działania, Najpierw pacjenci z karetki, potem osoby mocno poszkodowane,a na końcu MY - czyli pacjent przyjechał sam, cierpi w bólu,ale nie zdycha.(Kategoryzacja ujęta dosyć "po chłopsku").
Nie pierwszy raz tu jesteśmy, rzec można, jesteśmy już weteranami, więc grzecznie i pokornie zasiadamy na ławeczkach. Rzeczywistość wygląda całkiem nieźle, przed nami 3 pacjentów z interwencji Karetki, dwie osoby samozwańczo, jak my, więc czekamy.
Najciekawsze w SORACH jest to, na jakie typy pacjentów możemy tu trafić. Za każdym razem żałuję, że nie pisałam magisterki z psychologii, bo po jednej wizycie tu miałabym gotowy materiał na pracę.
Pacjent nr 1 - nazwijmy go roboczo "Żulem-Wiesławem"
Żul-Wiesław trafia na oddział ratunkowy najczęściej dlatego, że wskutek upojenia alkoholowego całuje i darzy miłością płyty chodnikowe lub krawężniki (bez wzajemności rzecz jasna) i ktoś litościwy wzywa mu karetkę.
Charakteryzuje go najczęściej charakterystyczny odór lub resztki ekskrementów na ubraniu. Tak też jest i tym razem. Nasz Wiesław zostaje wwieziony do TK. 10 min później z gabinetu wypada lekarz, gdyż Wiesław zdefekował się w Tomografie i obsikał mu buta.
Oczywiście migiem gabinet zostaje oczyszczony i zdezynfekowany, natomiast Wiesiu w zurynowanych gaciach siada na ławeczce i oczekuje na wyniki. W Mojej głowie kotłuje się tylko: M, pamiętaj, nie siadaj na ławeczce nr 3.
Wiesław za to, jak na Pana Swojego Życia przystalo, stwierdza, że zostało mu 5 dni życia, a może 5 lat życia... i w zmoczonych gaciach opuszcza nasza mała krainę radości bez wypisu...
W międzyczasie na oddział trafia jeszcze jedna karetka i jeden Pacjent samozwańczy, nazwijmy go NIEBIESKI.
Nasz niebieski to 2 typ Pacjenta "NIECIERPLIWY".
Na oko kolo 30stki, wpada na oddział obolały i czerwony, charakteryzuje się totalnym brakiem cierpliwości, brakiem wyrozumiałości w stosunku do kategoryzacji kolejności przyjmowania Pacjentów i poganianiem kogo się da.
Zasiada na ławeczce, niestety ławeczce nr 3 po Żulu-Wiesławie - oj Niebieski... nie jest to Twój najlepszy dzień...
W międzyczasie personel dwoi się i troi przy pacjentach z kolizji drogowych.
Godzina 14:00
Mijają dwie godziny, a my stoimy,tam gdzie staliśmy. Pytam Starego, jak jego stan. Odpowiada, że wytrzymuje. Okej, nie muszę interweniować.
Niebieski klnie pod nosem, że tak długo, a na horyzoncie pojawia się nowy "Żul-Wieslaw". Marzę o tym, aby stracić węch... a zaraz po tym przypominam sobie że dziś zjadłam tylko jogurt i marzę o tym aby stracić również żołądek.
Niebieski dostaje szału, robi awanturę w dyżurce, a następnie wychodzi clkowicie ze szpitala.
Koło godziny 15.00 wywołują nasze nazwisko. Wiecie jak czuje się ktoś, kogo numery wyczytują w losowaniu totka? Dokładnie taką radość odczulam jak przeczytali nasze nazwisko... tyle wygrać.Za chwilę odczytują nazwisko Niebieskiego, który w pełni wkurwu zdezerterował 15 minut wcześniej.
Mój "Stary" wyłazi wstępnie ogarnięty i zasiada w kolejce do RTG. Kolejka całkiem spora, gdyż następuje wielka kumulacja dosyć poważnych kolizji drogowych.
W międzyczasie pojawia się konwój policyjny z więźniem. Yay to nasz 3 typ pacjenta. Charakteryzuje go podejście typu "Wyjebane", natomiast jego "opiekunowie" stanowczo domagają się pierwszeństwa. W poczekalni pojawiają się szepty niezadowolenia. W tym czasie Żul-Wiesław nr 2 dezerteruje z rozwalonym łukiem brwiowym. A co! Przynajmniej nie zdefekuje w Tomografie...
Ponownie pojawia się Niebieski - boleści chyba przycisnęły... Znów wpada do dyżurki, robi zadymę i siada na ławeczce. Dobija godzina 16.00. "Stary" jest już po badaniach,zaczyna dopadać go zmęczenie i głód.
Ja zastanawiam się, czemu zamiast ławeczek nie ma sof i leżanek,ale zaraz potem przypominam sobie o defekujących Wieslawach i ławeczce nr 3.
Z Dyżurki wychodzi przemila pielęgniarka i tłumaczy system Niebieskiemu, czym odrobinę go uspakaja.
Nas czekają 2 godziny czekania na wyniki. Mój żołądek skanduje : Ty wyrodna matko, Ty wyrodna matko!
Niebieski zostaje wywołany i robią mu badania. Na oddziale pojawia się kilka patroli policji, żeby było śmieszniej Kolizyjnych jest tyle,że gubią się do kogo przyjechali...
Witamy godzinę 18.00. Ja witam już wewnętrzne wkurwienie. Ale zadymę robi Niebieski. wpada do dyżurki i żąda wypisu, pielęgniarka, tudzież oddziałowa tłumaczy, że to bez sensu, że po co było robić badania a tym samym generować koszta. Niebieski znów wychodzi... bez wypisu.
Za chwilę wywołują " Starego" . Jupi! może teraz się określą i będę mogła pojechać do domu....
18.15 - nic z tego, czekamy na konsultacje chirurga. Musi tylko zejść na Sor. Dupy już nie czuję, ale nie znikla. Sprawdziłam. Menda jedna.
Kolo godziny 19.00 pojawia się Pacjentka typu 4 - Emerytka.
Jestem już tak zgnieciona,że docierają do mnie wszystkie dźwięki, również skrzekliwy głos emerytki. Jak na typowego osobnika tego gatunku przychodzi stadnie, aby moc swobodnie klachać.
Przechodzi kolejny, nowy Żul-Wiesław.
Matuniu, czas staje mi w miejscu, za jakie grzechy...
Czyściec za życia...
Z monologu emerytki (tak, monologu, bo współtowarzyszki niemal nie dopuszcza do słowa) wynika,że Pani co 2 miesiące ogarnia jakieś sanatorium na różne kończyny i odwłoki, drogie badanko, pobycik szpitalny. Wszystko, rzecz jasna, na NFZ-cik... Nagle doznaję olśnienia. JUZ WIEM KTO PODPIERDALA MOJE SKŁADKI ZDROWOTNE. Pasożycik.
Dobijamy 20, pojawia się Chir na konsultacje i ... okazuje się,że przed nami jeszcze jedno badanie....
Walę głową o mur. Czy ja czuję od siebie Żula-Wiesława... Mam omamy węchowo-wzrokowe.
Przed 21 dowiadujemy się, że "Stary" ma się przeprowadzić na salę obserwacyjną,gdzie zostaje do dnia nastepnego" Ja mogę jechać do domu.Odczuwam ulgę (zwłaszcza,że ładna, młoda pielęgniarka właśnie kończy zmianę).
Po ponad 10 godzinach stwierdzam, że mój szacunek do Personelu na SORze osiąga 40 piętro w wieżowcu. Za ich cierpliwość, obszczochane buty, ale przede wszystkim nadludzką wytrzymałość (w szczególności węchowo-wzrokową).
Pozdrawiam,
-Wasza Niezrównowa-Żona
Oto JA :)
Dzień Dobry mój drogi czytelniku, tudzież czytelniczko!
(o ile ktoś taki w ogóle się tu pojawi) :)
Witaj w moich skromnych progach!
Kim jestem i co ja tu robię?
Świetne pytanie,serio! Tak naprawdę sama się jeszcze nad tym zastanawiam.
W mojej głowie kołacze się tylko: M. czy Ciebie już totalnie pogięło? Trzeci raz zaczynasz coś nowego?
Ale do rzeczy...
Co do pierwszego pytania, jest nieco prościej.
Zwykła dziewczyna w okolicach 30stki (tak naprawdę nie wiem czy lekko ponad trzy dyszki możemy określić jako "w okolicach", ale tak zdecydowanie brzmi lepiej).
Kolory na głowie zmieniam częściej niż mężów, właściwie męża nie zmieniłam jeszcze w ogóle - bo jak się chłop wpakował, to niech się z taka MNĄ teraz męczy.
Od dzieciństwa cierpię na niedowzrost... Do najniższych nie należę, ale musiałabym chyba osiągnąć 2 metry aby moje BMI mieściło się w normie :D Najważniejsze, że mam swoją pasję, swoje hobby idealne i konsekwentnie je realizuję - UWIELBIAM JEŚĆ. Najważniejsze w życiu jest to, aby się w czymś realizować!
Od dzieciństwa jestem też totalną niezdarą i błaznem, ale tu właśnie zmierzamy do drugiego pytania.
Zrobiłam z tego sposób na życie i NICZEGO nie biorę na poważnie. Więc jeśli pojawi się tu ktoś, kto lubi pochłonąć duże dawki sarkazmu i ironii to... WELCOME!
I to by bylo chyba na tyle,
- Wasza Niezrównowa-Żona
(o ile ktoś taki w ogóle się tu pojawi) :)
Witaj w moich skromnych progach!
Kim jestem i co ja tu robię?
Świetne pytanie,serio! Tak naprawdę sama się jeszcze nad tym zastanawiam.
W mojej głowie kołacze się tylko: M. czy Ciebie już totalnie pogięło? Trzeci raz zaczynasz coś nowego?
Ale do rzeczy...
Co do pierwszego pytania, jest nieco prościej.
Zwykła dziewczyna w okolicach 30stki (tak naprawdę nie wiem czy lekko ponad trzy dyszki możemy określić jako "w okolicach", ale tak zdecydowanie brzmi lepiej).
Kolory na głowie zmieniam częściej niż mężów, właściwie męża nie zmieniłam jeszcze w ogóle - bo jak się chłop wpakował, to niech się z taka MNĄ teraz męczy.
Od dzieciństwa cierpię na niedowzrost... Do najniższych nie należę, ale musiałabym chyba osiągnąć 2 metry aby moje BMI mieściło się w normie :D Najważniejsze, że mam swoją pasję, swoje hobby idealne i konsekwentnie je realizuję - UWIELBIAM JEŚĆ. Najważniejsze w życiu jest to, aby się w czymś realizować!
Od dzieciństwa jestem też totalną niezdarą i błaznem, ale tu właśnie zmierzamy do drugiego pytania.
Zrobiłam z tego sposób na życie i NICZEGO nie biorę na poważnie. Więc jeśli pojawi się tu ktoś, kto lubi pochłonąć duże dawki sarkazmu i ironii to... WELCOME!
I to by bylo chyba na tyle,
- Wasza Niezrównowa-Żona
Subskrybuj:
Posty (Atom)